Mój dzień w pracy
Wcześnie rano zawsze wstaję
Pędem gonię na PKS.
Czy śniadanie zjem, czy nie
To nie ważne zawsze jest.
Mam być czysty, ogolony
Nienaganny z każdej strony.
Co szef powie to potwierdzam
Gdy się złości, ja też w nerwach.
Kiedy szef mój ziewnie raz
Wiem, że przerwy nadszedł czas.
Wtedy pytam się dyskretnie
Czy na obiad nie za wcześnie?
I piorunem pędzę na dół
By w bufecie miejsce zająć.
Szef przychodzi, tylko zerka
Ja zamawiam mu żeberka.
Po obiedzie czas na piwko
Szef do baru naprzeciwko.
Kiedy z baru wraca szef
Ja pracuję już za trzech.
Więc pogłaszcze mnie po głowie
Miłym głosem coś mi powie.
I do domu mnie podrzuci
Może premię też dorzuci?
To już koniec mego dnia
Czy był dobry oceń sam.
Jedną radę jeszcze dam
Tym, co chcą żyć tak jak ja.
Róbcie wszystko, co Wam każą
Szef ma rację to jest fakt.
Długi język jest tu wadą
To notuje się do akt.
Krzysztof Jan Różycki
Wiosną 1998 roku, gdzieś między Wrocławiem a Poznaniem w bardzo kiepskim pociągu.